Czyli ostatni dzień praktyk. Zakończyłem je na sali pooperacyjnej, czyli sali, od której rozpoczynałem tę przygodę.
Za dużo do roboty nie było i sam musiałem sobie znaleźć jakieś zajęcie, żeby nie umrzeć z nudów. Pierdyliard razy pobierałem krew z tętnicy (wkłucia oczywiście nie były założone przeze mnie) do gazometrii, spisywałem parametry do kart pacjentów i robiłem "łapki"*.
"Łapki" - odpowiednie sklejenie bandaża z gazikami, aby powstało coś do przywiązania pacjentom rąk do łóżka (byli dalej zaintubowani, a po obudzeniu człowiek odruchowo chce wyciągnąć rurkę z buzi).
Pomagałem pielęgniarce w ekstubacji i asystowałem anestezjologowi przy bronchoskopii. Zmieniłem również opatrunek pacjentowi, który był podrzucony na salę przez naczyniowców.
Praktyki uważam za udane. Trafiła mi się świetna opiekunka, której zależało, abyśmy się czegoś nauczyli. Trochę szkoda, że na sali operacyjnej byłem tylko raz, ale na pewno będzie ku temu jeszcze nie jedna okazja w przyszłości.